Ostatnia
Flaszka
Dramat w Trzech Aktach
*
Akt I
Stalowe Nerwy Henia
Mieszczucha
Wszedł. Wszedł jak wchodzi prawdziwy
chłop. Wszedł głośno i z przytupem.
-Flaszkję, Pani Ładna!
-Flaszki wyszli,a w ogóle to
renament jezd! Poszed! - sklepowa była pięka, no, dość piękna,
ale bardzo stanowcza i znała miejsce swoje i miejsce klienta, czego
nie można było powiedzieć o Heniu.
-Łżesz, ruda małpo! Dawaj flaszkję,
bo nie wylizę z tego przybytku!
-O! Patrzajcie go jaki kozak! Włazi
to to jak do siebie i mordę drze! Panie Waldku! Panie Waldku! Klyent
cham się natrafia!
Z zaplecza wyszedł chłop na schwał
Janosik, bym powiedział, tyle, że bardziej pyskaty taki i mniej
ogolony:
-Targamy się po szczękach, klyjent,
czy eleganco zawijasz kitem pod siebie? - Heniu nie takie rzeczy
słyszał, więc rąbnął w pulpit pięścią, aż Makrela
podskoczyła, co ona na wadze była i wrzasnął:
-Ty mnie tu bysiorami pędzlowanymi
takimi straszych, ruda cholero? A pod sklepem to z kim piłaś, jak
nie ze mnom!? - tu sklepowa lekko spąsowiała (chociaż i tak nie
było tego widać na jej lekko fioletowem obliczu) i odrzekła:
-Walduś, daj spokój. Przynieś
klyentowi te flaszkje, co w pierwszej pomocy stoi i niech idzie z
Bogiem! - Walduś zdziwił się mocno, minę złą zrobił, zagroził
pięścią, ale wyszedł. Kryzys został zażegnany.
-Następnym razem to ja tego Waldusia,
o, o tak! - i Heniu skrzyżował ramiona, całując przy tem własną
pięść.
-Ożeż, Ty, karakanie w mandoline
czesany! - i z gracją i lekko Walduś przeskoczył ladę, niestety,
potrącił przy tem uczynku oną flaszkę, ta potoczyła się i
gruchnęła na ziemię.
-Ożeż, k... mać! - rzucił
przerażony Walduś, po czem zapanowała grobowa cisza. W oczach
Hienia zabłysły łzy. Sklepową sparaliżował strach...
-To się... to się posprząta... -
palnęła z głupia frant.
Wtedy to właśnie do sklepu wszedł
dzielnicowy Majtasek:
-A co tu się wyrabia, Obywatele, co??
Koniec Aktu Pierwszego
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz