-Samolot...
-Co, samolot?
-Samolot to był. Wyszłem
na papieroska, a że ciepło, to se piwko zakupiłem i stoję, a tu
frrrruuu! Samolot.
-Tu? Samolot tak? Panie!
-Ee, daj pan spokój. -
odszedł kilka kroków. Pewnie pijak albo wariat jakiś. Pewnie pijak
wariat.
Za chwilę podchodzi do
mnie kobieta w za dużej czapce.
-Pan widział? Taki był,
taki! - rozkładała ręce – I poszedł tam uj, w krzaki te...
-Tak było. - dorzucił
od niechcenia obrażony pijak-wariat.
-Ale... ale to pan nie
pobiegł zobaczyć, a może zadzwonić trzeba?
-Panie, jak ja bym tak
miał za każdym samolotem dymać...
-A ten co w zeszłym
miesiącu? - odezwała się kobieta.
-Co... W zeszłym
miesiącu?
-Pan nie z tutejszych?
-Nie, na pekaes czekam,
bo mój się rozkraczył. - kłamałem. Wyskoczyłem wcześniej bo
kanar łapał.
-Dobrze, że pan nie
samolotem! - zaśmiała się kobieta.
Wszyscy pijacy albo
wariaci, albo pijani wariaci. Co ja tu robię? Patrzę, a tu straż
pożarna, jedna, druga, karetka pogotowia, policja, znowu karetka...
Jadą w te krzaki. Może faktycznie wypadek?
-Panie, a jaki to samolot
był?
-A bo ja się znam? Duży
taki. No wie pan, samolot, w mordę kopany.
-A jak tam ranni jacyś
na pomoc czekają?
-A przecie jechali
karetki, nie? - dorzuciła kobieta. W sumie racja...
-Drogie to piwo tu?
-Promocyjne. Niemieckie
jakieś chyba. Pan idzie. - poszedłem. Kobieta też poszła.
Siedzieliśmy na schodkach CPN'u i popijaliśmy piwka licząc
karetki, radiowozy i inne takie.
-A to często one tak tu,
te samoloty?
-Kiedyś nie, ale teraz
panie, właściwie co tydzień.
-Co tydzień? Samolot
tak, w te krzaki tu?
-Czasem to i dwa na
tydzień.
-Tak było! - dorzuciła
kobieta.
-Odkąd jest ten nowy
minister to tak spadają. Te samoloty.
-Ale przez co one tak...
- ale nie zdążyłem dokończyć bo nad naszymi głowami przeleciał
z hukiem samolot i w las poleciał. - O, cholera! Widzieliście
państwo!? Widzieliście!?
-Co my mieli nie widzieć.
Samolot.
Zdenerwowałem się.
Telefon z kieszeni wyjąłem dzwonię już, ale widzę, że wariat i
kobieta ukradkiem sobie fijołki pokazują, że ja głupi czy coś?
-Centrala. Sucham? -
zaskrzypiał głos w telefonie.
-Panie! Ja tu siedzę na
schodku, a tu mi samolot, o tak! I w krzaki!
-No i?
-No, samolot w krzaki!
-A daj mi pan spokój! -
i odłożył słuchawkę.
-I co? - zaśmiała się
kobieta – Jadą?
-Wujek Zenek z babą! -
zaśmiał się głupio wariat.
Tego dnia doliczyłem się
jeszcze dwóch samolotów, ale ani jednego pekaesu.
-Panie... - odezwał się
wariat, a już ciemno się robiło – Młody pan jesteś,
nietutejszy. Ja pana rozumiem nawet. Samolot, straż pożarna,
karetki... To robi wrażenie, wie pan? Jak ruchome schody w
Warszawie. Ale my tu od małego te samoloty liczymy... Panie, tu
pekaesy nie kursują, pociąg to jest wydarzenie – dzieciaki na
torach ze śpiworami czekają, by taki jeden zobaczyć, karetki tylko
do tych samolotów, panie... Jak by tu, dajmy na to, Coca-Cola
przyjechała, no, Murzyn albo aktor jakiś... Panie! Cała wieś by
na drogę wyszła! Ale samolot? Panie tam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz