środa, 2 marca 2016

Samolot, w mordę kopany...


-Samolot...
-Co, samolot?
-Samolot to był. Wyszłem na papieroska, a że ciepło, to se piwko zakupiłem i stoję, a tu frrrruuu! Samolot.
-Tu? Samolot tak? Panie!
-Ee, daj pan spokój. - odszedł kilka kroków. Pewnie pijak albo wariat jakiś. Pewnie pijak wariat.
Za chwilę podchodzi do mnie kobieta w za dużej czapce.
-Pan widział? Taki był, taki! - rozkładała ręce – I poszedł tam uj, w krzaki te...
-Tak było. - dorzucił od niechcenia obrażony pijak-wariat.
-Ale... ale to pan nie pobiegł zobaczyć, a może zadzwonić trzeba?
-Panie, jak ja bym tak miał za każdym samolotem dymać...
-A ten co w zeszłym miesiącu? - odezwała się kobieta.
-Co... W zeszłym miesiącu?
-Pan nie z tutejszych?
-Nie, na pekaes czekam, bo mój się rozkraczył. - kłamałem. Wyskoczyłem wcześniej bo kanar łapał.
-Dobrze, że pan nie samolotem! - zaśmiała się kobieta.
Wszyscy pijacy albo wariaci, albo pijani wariaci. Co ja tu robię? Patrzę, a tu straż pożarna, jedna, druga, karetka pogotowia, policja, znowu karetka... Jadą w te krzaki. Może faktycznie wypadek?
-Panie, a jaki to samolot był?
-A bo ja się znam? Duży taki. No wie pan, samolot, w mordę kopany.
-A jak tam ranni jacyś na pomoc czekają?
-A przecie jechali karetki, nie? - dorzuciła kobieta. W sumie racja...
-Drogie to piwo tu?
-Promocyjne. Niemieckie jakieś chyba. Pan idzie. - poszedłem. Kobieta też poszła. Siedzieliśmy na schodkach CPN'u i popijaliśmy piwka licząc karetki, radiowozy i inne takie.
-A to często one tak tu, te samoloty?
-Kiedyś nie, ale teraz panie, właściwie co tydzień.
-Co tydzień? Samolot tak, w te krzaki tu?
-Czasem to i dwa na tydzień.
-Tak było! - dorzuciła kobieta.
-Odkąd jest ten nowy minister to tak spadają. Te samoloty.
-Ale przez co one tak... - ale nie zdążyłem dokończyć bo nad naszymi głowami przeleciał z hukiem samolot i w las poleciał. - O, cholera! Widzieliście państwo!? Widzieliście!?
-Co my mieli nie widzieć. Samolot.
Zdenerwowałem się. Telefon z kieszeni wyjąłem dzwonię już, ale widzę, że wariat i kobieta ukradkiem sobie fijołki pokazują, że ja głupi czy coś?
-Centrala. Sucham? - zaskrzypiał głos w telefonie.
-Panie! Ja tu siedzę na schodku, a tu mi samolot, o tak! I w krzaki!
-No i?
-No, samolot w krzaki!
-A daj mi pan spokój! - i odłożył słuchawkę.
-I co? - zaśmiała się kobieta – Jadą?
-Wujek Zenek z babą! - zaśmiał się głupio wariat.
Tego dnia doliczyłem się jeszcze dwóch samolotów, ale ani jednego pekaesu.

-Panie... - odezwał się wariat, a już ciemno się robiło – Młody pan jesteś, nietutejszy. Ja pana rozumiem nawet. Samolot, straż pożarna, karetki... To robi wrażenie, wie pan? Jak ruchome schody w Warszawie. Ale my tu od małego te samoloty liczymy... Panie, tu pekaesy nie kursują, pociąg to jest wydarzenie – dzieciaki na torach ze śpiworami czekają, by taki jeden zobaczyć, karetki tylko do tych samolotów, panie... Jak by tu, dajmy na to, Coca-Cola przyjechała, no, Murzyn albo aktor jakiś... Panie! Cała wieś by na drogę wyszła! Ale samolot? Panie tam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz