-Co to jest to? - zapytał niski
człowiek w meloniku, potrącając „to coś” butem.
-To jest trup, panie inspektorze.
-To to ja nawet zauważyłem, ale on, ten trup, miał jakieś imię czy coś?
-Miał, ale teraz na nie nie reaguje. - co mówiąc Stójkowy Gompka pochylił się do trupiego ucha i krzyknął:
-Eee! Walędziak! Tu się nie leży! - nie było reakcji. Cisza kompletna była.
-To jest trup, panie inspektorze.
-To to ja nawet zauważyłem, ale on, ten trup, miał jakieś imię czy coś?
-Miał, ale teraz na nie nie reaguje. - co mówiąc Stójkowy Gompka pochylił się do trupiego ucha i krzyknął:
-Eee! Walędziak! Tu się nie leży! - nie było reakcji. Cisza kompletna była.
-Widzi Pan? Zdechnięty.
-Albo daje odpór...
-Nie pomyślałem o tym, Inspektorze!
-Albo daje odpór...
-Nie pomyślałem o tym, Inspektorze!
-Ta...
Jeszcze tego samego wieczora inspektor
Jan Behap poszedł na piwo. Tam gdzie zwykle, z tymi samymi ludźmi
co zwykle, a właściwie zwykle z jednym, bardzo rozgadanym
jegomościem.
-A opowiadałem ci już, jaki numer
wczoraj mi odstawiła?
-Tak, opowiadałeś...
-Nie opowiadałem! Przecież to
wczoraj było!
-Przebrała się za zakonnicę i na
kolanach goniła cię aż do wygódki...
-Skąd wiesz?
-Zawsze robi to samo. Ty zawsze
opowiadasz to samo...
-Dooobra, ale wczoraj inny numer
zrobiła!
-Ten ze strzykawką?
-Nie!
-Ten z piórem?
-Nie.
-To pewnie ten kurczakiem?
Alojzy Balerek odwrócił się i nie
odzywał. Znaczy; obraził się. Inspektorowi głupio się jakoś
zrobiło, więc stuknął tamtego kuflem w ramię i powiedział:
-Przepraszam cię Balerku, mój
kochany, ale nie jestem w sosie.
-Nigdy nie jesteś. - mruknął tamten
wciąż patrząc gdzieś w bok.
-No, dobra, rzadko jestem, ale wiesz,
praca, stres i takie tam... No... - stuknął ramię kolegi raz
jeszcze. - To jak tam wczoraj było?
-Tak tylko mówisz.
-Tak tylko mówię, ale, słowo daję,
bardzo mnie to interesuje, wiesz jak to z moją jest... Tyle mojego,
co sobie o twoim szczęściu posłucham.
-Ty poważnie tak teraz, czy tak
tylko?
-Ile lat się znamy?
-No, odkąd ją poznałem, albo i
dłużej nawet...
-Czyli długo, tak?
-Długo.
-Przez te parę lat skłamałem ci
kiedy? Albo nie byłem ci przyjacielem? Nie wysłuchałem, nie
opowiadałem sam z czym mi źle i takie tam i tak dalej?
-No, zawsze byłeś moim
przyjacielem...
-No, to napij się ze mną i
opowiadaj! Muszę zapomnieć o pracy! Nie miej mi za złe.
-Ona jest dla mnie wszystkim
wszystkim! Nikogo nie chcę, nikogo! Tylko ona moja, rozumiesz? Moja!
Tylko ona! Nikt więcej! Nigdy!
-Rozumiem, przyjacielu... Rozumiem.
Minęło parę kufelków i Alojzy znów
zaczął opowiadać...
-A ona, rozumiesz, goła na mnie czeka
w stołowym! W firance tylko! Wystawiasz to sobie?
-Wystawiam...
-I nic! Ani „dzień dobry”, ani
„cześć kochanie”, tylko siedzi! Goła, wystawiasz sobie?
-No i?
-No i nic! Ja podchodzę...
-Gdyby moja miała taką fantazję
chociaż, jak ta twoja...
-Słuchaj! Nie skończyłem! Więc,
podchodzę, a ona patrzy tylko, oczami przewraca i milczy...
Wtedy właśnie do baru wszedł
stójkowy Gompka:
-Oj, dobrze, że pana znalazłem,
inspektorze! Wszędzie pana szukam!
-Odpoczywam!
-Ale to ważne jest, bardzo...
-Nie obchodzi mnie to! Nie ma mnie!
-Ale...
-Nie ma żadnego „ale”! Nie
znalazłeś mnie i tyle, Gompka!
-Ech, tak jest, nie znalazłem,
inspektorze. - i już do drzwi idzie.
-Czekaj!
-Słucham, inspektorze?
-Powiedz chociaż, o co chodzi!
-Znaleźliśmy następnego...
-Takiego jak tamten? - rozejrzał się
dokoła i dodał szeptem mrugając okiem do stójkowego. - Takiego,
podobnego jak tamten?
-Nawet bardziej. Spodobałby się
inspektorowi...
-Jak to „bardziej”?
-No, możemy pojechać... Ja nawet do
ucha mu krzyczałem, ale nie pomogło m..
-Cicho! To bar to jest!
-No tak, to ja już pójdę...
-Nie, nie, wyjdę z Wami!
Żegnali się długo z Alojzym, ten
nie mógł sobie darować, że przyjaciel znów wychodzi za wcześnie.
-Ale obiecałeś, że przyjdziesz, że
ją poznasz, że zobaczysz ją!
-Wiem, tak, na pewno was odwiedzę!
Zrozum, obowiązki!
-Ale to przecież noc jest! To piątek
przecież!
-Nie mogę, zrozum, nie mogę...
-To ten?
-Ten.
-Nie rusza się? - po swojemu
zażartował inspektor.
-Tylko trochę.
-Hmmm... I znów te same ślady i znów
bez pieniędzy?
-Znów młotek i znów grabież, panie
inspektorze.
-Kiedy?
-Nie dalej niż 8 godzin temu.
Szybko poszło, więc inspektor
postanowił wrócić do baru. Może spotka przyjaciela? I faktycznie,
był jeszcze w barze.
-Behapie mój kochany! Jesteś!
-Jestem. - po czym rzucił do barmana
– Jeszcze dwa, duże!
To co, może wpadniesz do mnie potem?
Mówię ci, taaaka kobieta!
-A co ona na to? Jest środek nocy!
-A kto tu jest mężczyzną, panem
doku, no kto? - zaśmiał się Alojzy.
-Ale ona pewnie w łóżku już, śpi,
albo czeka na ciebie z wałkiem!
-Nie masz pojęcia co to za kobieta!
Wódki się napijemy, a ona jeszcze ucieszy się tylko! Kto wie, kto
wie, może do czegoś dojdzie? - puścił oczko Alojzy, ale ponieważ
był mocno podpity, inspektor nie zwrócił na to uwagi.
-Myślisz?
-Uuu, tak! Ona lubi takie „numery”!
Mówię ci!
-Daj spokój, spiłeś się!
-Wytrzeźwieję po drodze! Idziemy?
Inspektor opierał się jeszcze, ale
bez przesady, ostatecznie myśl o ponętnej i rozpustnej kobiecie
kolegi nie była taka strasznie nieprzyjemna. A jeśli faktycznie
otworzy drzwi w samą firankę ubrana? Po chwili jednak pomyślał
sobie, że faktycznie za dużo wypił. Przecież.. On by tego koledze
nie mógł zrobić. Chociaż, jeśli jemu to nie przeszkadza, a ona
taka ponętna, jak mówi? Może coś będzie? I tak się zastanawiał
idąc zaśnieżonymi uliczkami, a Alojzy nie przestawał mówić.
-Zobaczysz! W życiu nie przeżyłeś
niczego takiego! Założę się, że powita nas tylko w koralach!
Zobaczysz!
-Opowiadasz, powita z wałkiem, a
jeśli w koralach to tylko dlatego, że środek nocy jest.
-Ona lubi takie numery! Słowo daję!
-Bredzisz! To zły pomysł. Zrzuci nas
ze schodów!
-Nie! A nie! Spodziewa się nas, czeka
na nas! Zobaczysz, nie masz pojęcia co to za kobieta!
Inspektor nie bardzo wiedział co ma
myśleć, z jednej strony pijak bredzi, z drugiej strony przyjaciel,
z trzeciej strony.. są takie kobiety... Z czwartej strony jego
własna żona czeka na pewno z wałkiem w ręku...
-Wiesz, może wrócę jednak do
siebie, co? Ja się nie nadaję, wiesz... - ugryzł się w język, bo
wygadał się przecież, że o tym myślał.
-Jan! - ja zapraszam, a ona czeka z
wódką... Naga..
-No, właśnie co ja powiem...
-Daj spokój! Nie spodoba ci się to
nic nie będzie! Nie bój się!
Nie bał się. Nie sądził, by coś
było, ale na rozpustną żonę kolegi w firance nalewającą wódkę
chętnie by popatrzył, choć nie chciał się przyznać sam sobie,
ale z tymi myślami zdążyli wejść do klatki.
-To tu mieszkasz?
-Tu, nieźle, co?
-Robi wrażenie, chociaż cieć
najwyraźniej nie lubi sprzątać, skąd tu tyle much?
-Leni się, łajdus! Nie masz pojęcia
ile wydaję na wody kolońskie, perfumy i takie tam!
-Marna sprawa.
Bardzo się zmęczył, bo przyjaciel
mieszkał na ostatnim piętrze. Przystanął, a Alojzy otwierał
drzwi.
-Gotowy?
-A co? Stoi z wałkiem? - zaśmiał
się inspektor.
-Wchodźże! Czego się boisz!
Inspektor zdjął melonik z głowy i
wszedł za przyjacielem. Smród był okropny, widać kanalizacja
mocno nawalała. Perfumy nie pomagały, choć stały dziesiątki
buteleczek dokoła.
-Czeka w stołowym! Chłopie, naszykuj
się... Oj, jest w nastroju! Mówię ci! Będzie się działo!
„Aż taka bezwstydnica z niej? Do
tej pory takie miałem przyjemność jedynie aresztować” -
pomyślał sobie inspektor i wszedł za kolegą. Światło było
przygaszone, jedna lampka tylko oświetlała pokój. Pokój pełen
kwiatów, perfum, kobiecych fatałaszków, bibelotów, pudełek na
kapelusze, sukienek i prezentów nawet nie rozpakowanych...?
-A co to, Wigilia? - zażartował
inspektor zasłaniając sobie nos chusteczką, zapach był koszmarny.
Jednak nie chciał urazić przyjaciela, więc udawał, że przeciera
nos jedynie. Na fotelu siedziała kobieta. Nic nie powiedziała, nie
wstała. Siedziała tak, bezwstydnie w czerwonej, wyszukanej
bieliźnie i woalu. Musiała być naprawdę bezwstydna, tak jak to
opowiadał Alojzy. Inspektor nie był pewien jak zareagować. Balerek
uklęknął przed swoją kobietą i ucałował ją w kolano. Przy
gościu tak? A jednak to zrobił. Było, nie było trzeba było się
przywitać, bo „dobry wieczór pani” nie pomogło – cisza.
Uznał, że pocałuje kobietę w rękę. Pochylił się, wyciągnął
dłoń – ona nic. Więc podniósł jej dłoń i pocałował. Cisza.
-No i jak? Mówiłem ci, co? Bomba!
-Pani jest piękniejsza niż Alojzy
opowiadał. - rzucił, ale odpowiedziała mu cisza.
-Ona to lubi robić przy świetle...
-Co?
-Poczekaj!
Nim inspektor zdołał cokolwiek
przemyśleć, Alojzy włączył światło i nagle zrobiło się
strasznie jasno i strasznie... bardzo strasznie. Inspektor trzymał
wciąż w ręku dłoń, którą całował, a spod welonu patrzyła
nań zepsuta kobieta. Bardzo zepsuta kobieta. Zepsuta do szpiku.
Bardzo, ale to bardzo zepsuta, rozkładająca się kobieta.
-O, boże! - i zwymiotował. Reszty
nie pamiętał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz