sobota, 2 stycznia 2016

Ostatnia laska, której nie było - powieść porno-brutalna



-Co to jest to? - zapytał niski człowiek w meloniku, potrącając „to coś” butem.
-To jest trup, panie inspektorze.
-To to ja nawet zauważyłem, ale on, ten trup, miał jakieś imię czy coś?
-Miał, ale teraz na nie nie reaguje. - co mówiąc Stójkowy Gompka pochylił się do trupiego ucha i krzyknął:
-Eee! Walędziak! Tu się nie leży! - nie było reakcji. Cisza kompletna była.
-Widzi Pan? Zdechnięty.
-Albo daje odpór...
-Nie pomyślałem o tym, Inspektorze!
-Ta...
Jeszcze tego samego wieczora inspektor Jan Behap poszedł na piwo. Tam gdzie zwykle, z tymi samymi ludźmi co zwykle, a właściwie zwykle z jednym, bardzo rozgadanym jegomościem.
-A opowiadałem ci już, jaki numer wczoraj mi odstawiła?
-Tak, opowiadałeś...
-Nie opowiadałem! Przecież to wczoraj było!
-Przebrała się za zakonnicę i na kolanach goniła cię aż do wygódki...
-Skąd wiesz?
-Zawsze robi to samo. Ty zawsze opowiadasz to samo...
-Dooobra, ale wczoraj inny numer zrobiła!
-Ten ze strzykawką?
-Nie!
-Ten z piórem?
-Nie.
-To pewnie ten kurczakiem?
Alojzy Balerek odwrócił się i nie odzywał. Znaczy; obraził się. Inspektorowi głupio się jakoś zrobiło, więc stuknął tamtego kuflem w ramię i powiedział:
-Przepraszam cię Balerku, mój kochany, ale nie jestem w sosie.
-Nigdy nie jesteś. - mruknął tamten wciąż patrząc gdzieś w bok.
-No, dobra, rzadko jestem, ale wiesz, praca, stres i takie tam... No... - stuknął ramię kolegi raz jeszcze. - To jak tam wczoraj było?
-Tak tylko mówisz.
-Tak tylko mówię, ale, słowo daję, bardzo mnie to interesuje, wiesz jak to z moją jest... Tyle mojego, co sobie o twoim szczęściu posłucham.
-Ty poważnie tak teraz, czy tak tylko?
-Ile lat się znamy?
-No, odkąd ją poznałem, albo i dłużej nawet...
-Czyli długo, tak?
-Długo.
-Przez te parę lat skłamałem ci kiedy? Albo nie byłem ci przyjacielem? Nie wysłuchałem, nie opowiadałem sam z czym mi źle i takie tam i tak dalej?
-No, zawsze byłeś moim przyjacielem...
-No, to napij się ze mną i opowiadaj! Muszę zapomnieć o pracy! Nie miej mi za złe.
-Ona jest dla mnie wszystkim wszystkim! Nikogo nie chcę, nikogo! Tylko ona moja, rozumiesz? Moja! Tylko ona! Nikt więcej! Nigdy!
-Rozumiem, przyjacielu... Rozumiem.

Minęło parę kufelków i Alojzy znów zaczął opowiadać...
-A ona, rozumiesz, goła na mnie czeka w stołowym! W firance tylko! Wystawiasz to sobie?
-Wystawiam...
-I nic! Ani „dzień dobry”, ani „cześć kochanie”, tylko siedzi! Goła, wystawiasz sobie?
-No i?
-No i nic! Ja podchodzę...
-Gdyby moja miała taką fantazję chociaż, jak ta twoja...
-Słuchaj! Nie skończyłem! Więc, podchodzę, a ona patrzy tylko, oczami przewraca i milczy...
Wtedy właśnie do baru wszedł stójkowy Gompka:
-Oj, dobrze, że pana znalazłem, inspektorze! Wszędzie pana szukam!
-Odpoczywam!
-Ale to ważne jest, bardzo...
-Nie obchodzi mnie to! Nie ma mnie!
-Ale...
-Nie ma żadnego „ale”! Nie znalazłeś mnie i tyle, Gompka!
-Ech, tak jest, nie znalazłem, inspektorze. - i już do drzwi idzie.
-Czekaj!
-Słucham, inspektorze?
-Powiedz chociaż, o co chodzi!
-Znaleźliśmy następnego...
-Takiego jak tamten? - rozejrzał się dokoła i dodał szeptem mrugając okiem do stójkowego. - Takiego, podobnego jak tamten?
-Nawet bardziej. Spodobałby się inspektorowi...
-Jak to „bardziej”?
-No, możemy pojechać... Ja nawet do ucha mu krzyczałem, ale nie pomogło m..
-Cicho! To bar to jest!
-No tak, to ja już pójdę...
-Nie, nie, wyjdę z Wami!
Żegnali się długo z Alojzym, ten nie mógł sobie darować, że przyjaciel znów wychodzi za wcześnie.
-Ale obiecałeś, że przyjdziesz, że ją poznasz, że zobaczysz ją!
-Wiem, tak, na pewno was odwiedzę! Zrozum, obowiązki!
-Ale to przecież noc jest! To piątek przecież!
-Nie mogę, zrozum, nie mogę...

-To ten?
-Ten.
-Nie rusza się? - po swojemu zażartował inspektor.
-Tylko trochę.
-Hmmm... I znów te same ślady i znów bez pieniędzy?
-Znów młotek i znów grabież, panie inspektorze.
-Kiedy?
-Nie dalej niż 8 godzin temu.
Szybko poszło, więc inspektor postanowił wrócić do baru. Może spotka przyjaciela? I faktycznie, był jeszcze w barze.
-Behapie mój kochany! Jesteś!
-Jestem. - po czym rzucił do barmana – Jeszcze dwa, duże!
To co, może wpadniesz do mnie potem? Mówię ci, taaaka kobieta!
-A co ona na to? Jest środek nocy!
-A kto tu jest mężczyzną, panem doku, no kto? - zaśmiał się Alojzy.
-Ale ona pewnie w łóżku już, śpi, albo czeka na ciebie z wałkiem!
-Nie masz pojęcia co to za kobieta! Wódki się napijemy, a ona jeszcze ucieszy się tylko! Kto wie, kto wie, może do czegoś dojdzie? - puścił oczko Alojzy, ale ponieważ był mocno podpity, inspektor nie zwrócił na to uwagi.
-Myślisz?
-Uuu, tak! Ona lubi takie „numery”! Mówię ci!
-Daj spokój, spiłeś się!
-Wytrzeźwieję po drodze! Idziemy?
Inspektor opierał się jeszcze, ale bez przesady, ostatecznie myśl o ponętnej i rozpustnej kobiecie kolegi nie była taka strasznie nieprzyjemna. A jeśli faktycznie otworzy drzwi w samą firankę ubrana? Po chwili jednak pomyślał sobie, że faktycznie za dużo wypił. Przecież.. On by tego koledze nie mógł zrobić. Chociaż, jeśli jemu to nie przeszkadza, a ona taka ponętna, jak mówi? Może coś będzie? I tak się zastanawiał idąc zaśnieżonymi uliczkami, a Alojzy nie przestawał mówić.
-Zobaczysz! W życiu nie przeżyłeś niczego takiego! Założę się, że powita nas tylko w koralach! Zobaczysz!
-Opowiadasz, powita z wałkiem, a jeśli w koralach to tylko dlatego, że środek nocy jest.
-Ona lubi takie numery! Słowo daję!
-Bredzisz! To zły pomysł. Zrzuci nas ze schodów!
-Nie! A nie! Spodziewa się nas, czeka na nas! Zobaczysz, nie masz pojęcia co to za kobieta!
Inspektor nie bardzo wiedział co ma myśleć, z jednej strony pijak bredzi, z drugiej strony przyjaciel, z trzeciej strony.. są takie kobiety... Z czwartej strony jego własna żona czeka na pewno z wałkiem w ręku...
-Wiesz, może wrócę jednak do siebie, co? Ja się nie nadaję, wiesz... - ugryzł się w język, bo wygadał się przecież, że o tym myślał.
-Jan! - ja zapraszam, a ona czeka z wódką... Naga..
-No, właśnie co ja powiem...
-Daj spokój! Nie spodoba ci się to nic nie będzie! Nie bój się!
Nie bał się. Nie sądził, by coś było, ale na rozpustną żonę kolegi w firance nalewającą wódkę chętnie by popatrzył, choć nie chciał się przyznać sam sobie, ale z tymi myślami zdążyli wejść do klatki.
-To tu mieszkasz?
-Tu, nieźle, co?
-Robi wrażenie, chociaż cieć najwyraźniej nie lubi sprzątać, skąd tu tyle much?
-Leni się, łajdus! Nie masz pojęcia ile wydaję na wody kolońskie, perfumy i takie tam!
-Marna sprawa.
Bardzo się zmęczył, bo przyjaciel mieszkał na ostatnim piętrze. Przystanął, a Alojzy otwierał drzwi.
-Gotowy?
-A co? Stoi z wałkiem? - zaśmiał się inspektor.
-Wchodźże! Czego się boisz!
Inspektor zdjął melonik z głowy i wszedł za przyjacielem. Smród był okropny, widać kanalizacja mocno nawalała. Perfumy nie pomagały, choć stały dziesiątki buteleczek dokoła.
-Czeka w stołowym! Chłopie, naszykuj się... Oj, jest w nastroju! Mówię ci! Będzie się działo!
„Aż taka bezwstydnica z niej? Do tej pory takie miałem przyjemność jedynie aresztować” - pomyślał sobie inspektor i wszedł za kolegą. Światło było przygaszone, jedna lampka tylko oświetlała pokój. Pokój pełen kwiatów, perfum, kobiecych fatałaszków, bibelotów, pudełek na kapelusze, sukienek i prezentów nawet nie rozpakowanych...?
-A co to, Wigilia? - zażartował inspektor zasłaniając sobie nos chusteczką, zapach był koszmarny. Jednak nie chciał urazić przyjaciela, więc udawał, że przeciera nos jedynie. Na fotelu siedziała kobieta. Nic nie powiedziała, nie wstała. Siedziała tak, bezwstydnie w czerwonej, wyszukanej bieliźnie i woalu. Musiała być naprawdę bezwstydna, tak jak to opowiadał Alojzy. Inspektor nie był pewien jak zareagować. Balerek uklęknął przed swoją kobietą i ucałował ją w kolano. Przy gościu tak? A jednak to zrobił. Było, nie było trzeba było się przywitać, bo „dobry wieczór pani” nie pomogło – cisza. Uznał, że pocałuje kobietę w rękę. Pochylił się, wyciągnął dłoń – ona nic. Więc podniósł jej dłoń i pocałował. Cisza.
-No i jak? Mówiłem ci, co? Bomba!
-Pani jest piękniejsza niż Alojzy opowiadał. - rzucił, ale odpowiedziała mu cisza.
-Ona to lubi robić przy świetle...
-Co?
-Poczekaj!
Nim inspektor zdołał cokolwiek przemyśleć, Alojzy włączył światło i nagle zrobiło się strasznie jasno i strasznie... bardzo strasznie. Inspektor trzymał wciąż w ręku dłoń, którą całował, a spod welonu patrzyła nań zepsuta kobieta. Bardzo zepsuta kobieta. Zepsuta do szpiku. Bardzo, ale to bardzo zepsuta, rozkładająca się kobieta.

-O, boże! - i zwymiotował. Reszty nie pamiętał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz