środa, 13 stycznia 2016

Drugie wcielenie Chruszczowa


Na korytarzu rozległ się miarowy, szybki stukot obcasów, któremu wtórował inny, wolniejszy stukot, niemal dostojny. Niemal.
-Idzie!
Drzwi się otworzyły, a w nich ukazała się pucołowata, uśmiechnięta podejrzanie twarz, a nad nią druga, pociągła i idiotyczna lekko, okalana równie idiotyczną, posiwiałą bródką. Wszyscy bardzo spoważnieli, zwłaszcza ci, którzy mieli sporo do zyskania. Ci, którzy już zyskali byli mniej poważni, ale za to byli dalej od drzwi – tak na wszelki wypadek. Zresztą za dużo zawdzięczali temu kurduplowi, by go kochać – za mało mu zawdzięczali, by go szanować.
-No, jak tam, panowie?
-Klawo, Wodzu!
-No! - kurdupel zasiadł na specjalnym, nieco podwyższonym krzesełku (tak, krzesełko to dobre słowo), a w jego cieniu zasiadł brodacz. - Raporty?
-Na stole, Wodzu!
-Aha, no tak, tak, na stole... - jakiś czas udawał, że czyta, nawet wsadził sobie na nos bardzo małe okularki, ale widać zmęczył się czy znudził, bo westchnął. Tylko westchnął, nic poza tym, ale cała sala zamarła. Było tu kilkadziesiąt osób, a jednak cisza jak makiem zasiał. Cisza, która robiła wrażenie.
-A więc to tak!
-Nie, nie rozumiem? Nie rozumiem, prawda? - wyjąkał okularnik wypchnięty naprzód przez kolegów.
Kurdupel odwrócił się do brodacza, wymienili ze sobą kilka słów. Cisza. Głupia taka, ale wciąż cisza.
-Nie rozumiem pytania?
-Pan Wódz miał na myśli sytuację ogólną. - wtrącił brodacz.
-Jestem niewinny! Jestem niewinny! - wykrzyczał okularnik i zniknął pod suto zastawionymi stołami.
-Toż to kanalia!
-A łobuz!
-A nie mówiłem?
-Kawał świni! - koledzy, jeden przez drugiego, licytowali się w najlepsze.
-Gdzie on jest, zapytuję ja się? - zakrzyknął brodacz. Cisza.
Zrobiło się jakoś głucho, jakoś cicho i pusto, choć sala wciąż pełna była.
-To może bomba?
-Słucham? Co kolega miał na myśli, pytam się? - zapytał brodacz.
-Może bomba? - powtórzył ten sam głos, lecz znacznie głośniej.
-A, tak! - ożywił się brodacz – Sprawa jest rozwojowa. Mamy niepodważalne dowody, opinie światowej sławy fachowców... Jesteśmy przekonani, że prawda wyjdzie na jaw. Już wkrótce... Sprawcy tej okrutnej zbrodni...
-Daj spokój! – przerwał kurdupel. - Ja się pytam kto?! Kto ja się pytam?! - poprawił krawat. - Ja wiem, ja wiem, znam ja was! Ja się pytam, który? - Co ciekawe, nikt nie zapytał o co chodzi, ale każdy starał się schować za stoły, za krzesła, za kolegów, za drzwi, za zasłony, ale nikt nie zapytał o co chodzi... Każdy miał coś na sumieniu, nikt nie chciał się narażać – zwłaszcza niewinni, oni zawsze są na celowniku.
-Ja wiem, ale nie mogę powiedzieć...
-Słucham?
-Ja wiem, ale nie mogę powiedzieć... - powtórzył siwy mężczyzna w średnim wieku i równie śmiesznym krawacie.
-A ja też wiem! - zakrzyknął bardzo niski i bardzo gruby człowieczek w okularach.
Kurdupel zbladł. Jego oczka zrobiły się większe, przetarł czoło chusteczką, poluzował krawat.
-Ale... ale co pan wie, właściwie?
-Myślę, że powinniśmy precyzować... - przerwał brodacz, spoglądając na kurdupla.
-Ale ja nie mogę powiedzieć...
-Ja też nie!
Zrobiło się duszno, bardzo duszno, ten i ów zaczął szeptać.
-Ale co, ale... - zaczął kurdupel nieśmiało jakoś tak, zupełnie jak nie on.
-Co panowie wiedzą, konkretnie?
-No, wszystko, ale nie możemy powiedzieć..
-Nie możemy, ale bardzo byśmy chcieli! - wtórował okularnik.
Brodacz zdjął krawat, przeczyścił nim okulary. Kurdupel z trudem zeskoczył z krzesła, poprawił je i znów się na nie wdrapał. Zrobiło się ciężko.
-My panów znamy, mamy tu odpowiednie dokumenty, teczki, mamy karty. Mamy świadków! To nie może być tak, że taki jeden z drugim... Znamy my was. - chwilę milczał, mrużył oczy, knuł. - Znamy także wasze matki! Nie zawahamy się powiedzieć im prawdy!
-Jakiej prawdy? Jakiej prawdy? Ja już nic nie wiem! Ja już nic nie pamiętam! - wydukał mężczyzna w śmiesznym krawacie.
-Przecież... żeby tak od razu donosić? Matce?! Ale dlaczego tak? Właśnie, też nic nie pamiętam!- spocił się okularnik.
-Czy ktoś jeszcze chciałby coś powiedzieć?
-Tak! Ci dwaj to Niemcy!
-Żydzi! - dodał ktoś z tłumu.
-Masońskie pomioty!
-Powiesić ich!!! Powiesić cyklistów!
-Kiedy ja chciałem powiedzieć... że na obiad będą pulpety... - zapłakał mężczyzna w śmiesznym krawacie.
-Ratunku! - zakrzyknął okularnik.
-Powiesić ich! Zdrajcy narodu!
-Zbić mu okulary! - ktoś zerwał okularnikowi owe okulary, a inni komisyjnie je podeptali.

Czapka upadła w kałużę. Kilku ludzi rzuciło się, by ją podnieść. Doszło do przepychanek. Ktoś dostał w oko, ktoś chusteczką tamował krew lecącą z nosa, ktoś mówił coś o tym, że poniżej pasa nie wolno. Kurdupel nie zwrócił nawet uwagi. Wszedł prosto w tłum. Wgramolił się na swoje pudełko. Teraz wyglądał jak prawdziwy mąż stanu. A nawet jak wysoki, przystojny mężczyzna!
-Narodzie! - Wydukał, ale stracił równowagę i musiał tłum odczekać chwilę, aż goryle ustawili bohatera z powrotem na pudełku. - Narodzie! - powtórzył kurdupel.
-Brawo! Brawo! - wyrwał się brodacz – Brawo! - zaklaskał.
-Tu, gdzie ja stoję ZOMO stało! I tak mnie waliło! O, tak waliło! - uderzył się w piersi.
-Brawo! Brawo! Tak waliło! Tak było!
-Szefie! Szefie! Kartka, kartka! - szamotał się zaczesany w przedziałek smarkacz.
-I jak zawsze mawiałem... Nie ważne kim się jest, ale ważne, że stoi!
-Kartka! Kartka!
-Jaka kartka, do diabła? - dostał, spojrzał, machnął ręką, po czym znów zaczął:
-No więc, tam, gdzie wy stoicie, tam ZOMO stało! I tak waliło! O, tak! I jak zawsze mawiałem: Nie ważne kim się jest, ale ważne po której stronie się stoi! - zamknął oczy, wsłuchiwał się w oklaski. A oklaski były wielkie, wiekopomne i nieprzerwane.
-Wodzu! Wodzu! Kartka, kartka!
-Co znowu? - Włożył na nos bardzo małe okularki, przeczytał jeszcze raz, odchrząknął, poprawił krawat i znów zaczął:
-Znaczy się, tam, gdzie oni stoją, tam ZOMO stało. A moje serce zawsze dla ojczyzny waliło! Znaczy biło. Nie ważny jest gest, ale ważne jest po której stronie się stoi! - spojrzał za siebie, zadowolony także z siebie. Smarkacz milczał, patrzył w ziemię i nie wiedzieć dlaczego machał głową dziwnie jakoś.
-Brawo! Brawo! - dorzucił brodacz.
-No, ale byłem tam ja i wielu nas było i ZOMO ten... było, ale przestraszyło się i poszło... - spojrzał za siebie, ale smarkacz z przedziałkiem płakał chyba czy wzruszony był tak bardzo, trzymał się za twarz i mówił coś o Matce Boskiej. Pomyślał kurdupel, że to dobry znak i ciągnął dalej:
-I tego, ja im tak, że aż sam system obaliłem... I nie potrzebuję kartki, by obalić!
-Brawo, brawo! Tak było!
-Obalimy! O-ba-li-my! - puścił oczko do brodacza, a tłumy szalały.
-Brawo, brawo!
Kurdupel zgramolił się jakoś z pudełka, poprawił krawat, zasapał się tylko nieznacznie. Oddał mikrofon brodaczowi i powiedział:
-Bomba, chłopie! Bomba!
Brodacz nie wszedł na pudełko, szanował uczucia kurdupla.
-No więc, proszę państwa, sprawa jest oczywista, sprawa zmierza do właściwego końca. Prawda wyjdzie na jaw! Nie dajmy się oszukać, nie dajmy sobie mydlić oczu brzozą! To był zamach! To była bomba! Mniej więcej taka, o! - i obrazowo pokazał jaka była. - A on leciał tak! - pokazał jak – A potem spadał tak! - pokazał jak. Potem wydał z siebie głos przypominający eksplozję, w jego mniemaniu, potem strzały jakieś, dźwięki różne. Potem pokazał jak oprawca dobija ofiarę, a do tego trzeba zrobić bardzo poważną i okrutną minę – zrobił. I właśnie miał pokazywać jak wygląda przeciętna ofiara zamachu, gdy do sali weszła kobieta w białym kitlu.
-Obchód, panowie! Proszę każdego z panów do swojego łóżka.
-Ale.. ale.. bomba...
-Tak, tak, wiem, bomba, ale teraz musimy tyci tyci, puci puci pobadać bombę, prawda? - uśmiechnęła się.
-Ale bez ZOMO i zastrzyków, prawda? - zapytał kurdupel.
-Jak będziemy puci puci to zastrzyki nie będą potrzebne! Jak będziemy puci puci to będziemy grzeczni, a jak nie będziemy puci puci, to nie będziemy grzeczni, a jak nie będziemy grzeczni, to co będzie?
-ZOMO?
-Aż tak źle to chyba nie będzie, więc będziemy grzeczni, tak?
-Będziemy!
-Będziemy! - powtórzył brodacz.

Obchód jak to obchód, był i sobie poszedł. Pastylki rozdane, światła zgaszone.
-Ale była bomba?
-Straszna bomba! Taka była! Albo i taka! - obrazowo pokazał brodacz rękoma.
-Aż taka?
-Albo i większa!
-Jutro im wszystkim pokażemy!
-I obalimy!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz