poniedziałek, 15 lutego 2016

Takie nic...



-Panie Waldku kochany... Ile ja się w życiu nakopałem... Łopata to całe moje życie.
-Kogo pan tak tam zakopuje, panie Zenku?
-Starą.
-Swoją?
-Tym razem swoją.
-A na co jej się zeszło, bidulce?
-Bidulce? Jakiej b... aaaa... Wypadek..
-Tak mi przykro...
-Ostrzegałem. Nie słuchała.
-Co się stało, panie Zenku kochany?
-Jebłem młotkiem. Jebłem i po sprawie. Prosiłem, błagałem, a ona swoje, wie pan...
-No tak, rozumiem, oj rozumiem...
-Pan by raz tak wreszcie...
-Że moja starą?
-A co?
-Ja ją kocham, panie Zenku...
-No! O tym mówię, ja też ją kocham. Znaczy kochałem... Kocham... Ale czasem trzeba jebnąć, wie pan. Mówiłem dość, mówiłem, że przesadzi i takie tam, ona swoje...
-Jakoś nie potrafię... Tyle lat pożycia... No i dzieci... Kredyty i rodzina...
-Pół kilowy.
-Co?
-Pół kilowy i ulży panu, panie Waldku kochany.
-Ale żeby tak zaraz młotkiem..?
-Wiem co mówię.
-No, ale...
-A czym?
-Co, „a czym?”.
-Siekierą? Chlapie bardzo. Owszem, radość bierze, ale dla dzieciaków marnie wygląda.
-Co pan?
-Masz pan łoma?
-Nie mam...
-Łopatę pan masz...
-No mam, ale...
-No! Masz ci los! Ma ale się boi!
-Ja się wcale nie boję!
-Dobra...
-O, cholera, moja idzie...
Faktycznie, szła, właściwie lazła. Wredna mordka, gadała coś do siebie, wrzeszczała już z daleka...
-Ty, durniu ty!
-Co?
-Ech, ty... - Waldek przyspieszył robotę.
-To ja cię wszędzie szukam, a ty sobie kopiesz?
-Kwiatuszku, robotę mam...
-Zawsze masz robotę!
-Taka robota...
-Mam dla ciebie kanapki. - rozejrzała się. Waldek się ukłonił grzecznie. - Uważaj na niego, on jeszcze kiedy kogo zatłucze, zabije, mówię ci! Źle mu z oczu patrzy!
-Tak, kochanie!
-Ty mnie w ogóle nie słuchasz!
-Tak, kochanie...
-Masz szczęście, bo przy ludziach nie dam ci w mordę, a należy ci się!
-Za co?
-Za co? Za co? Za cokolwiek! Za moje lata stracone! A mogłam ja z tym Wackiem, wiesz którym...
Waldek puszczał oczka ukradkiem do Zenka, mrugał i śmiał się pod nosem. Gadał cos do siebie.
-Ależ kochanie!
-Kochanie! Kochanie! Złote góry mi obiecałeś, chuju!
-No, tak wyszło...
Waldek zaśmiał się w głos...
-Zawsze byłeś marny! Zawsze durny taki! A inne, to wiesz! Widziałeś jak one sobie żyją teraz? Tylko ja za marnotę takiego wyszłam!
Zenek przełknął głośno ślinę. Waldek kopał i uśmiechał się do siebie.
-Kogo tam zakopujecie dzisiaj? - ciągnęła żona Zenka.
-Eee, żonie mi się zeszło... - wyjaśnił z uśmiechem Waldek.
-Swoją zakopujesz?
-Swoja zakopuję.
-A kwiaty biedaczce kupiłeś?
-A na chuj jej teraz kwiaty? - uderzył mocniej łopatą, a potem drugi raz. - Mocno ubijam by nie wylazła, cholera jedna!
-Jak możesz tak o Jolce!?
-Jolka jak Jolka. Najpierw Jolunia kochana, a potem nauczka do końca życia!
-Serca nie masz!
-Miałem... Miałem, ale tej suce oddałem! I nie mam już!
-Mówisz tak, bo nie wiesz co mówisz!
Stanął nagle. Milczał. Patrzył w dół. Nie wiem o czym myślał, ale drżącymi rękoma wyciągnął papierosa, zapalił.
-Kto ci teraz skarpetki będzie cerował? Kto będzie ci gacie prał? Kto będzie ci gotował? Durny ty...
-Pierdolę!
-Co? Nieboszczkę zakopujesz, ale zrozumiesz...
-Oj, kurwa, zrozumiałem... - odwrócił się i zapytał: -Zenek? - zapytał dysząc jakoś dziwnie...
-Zakopuj! Tylko mnie o cerowanie nie proś, durny!
Waldek uniósł łopatę wysoko, z dziwnym uśmiechem na ustach...
-Zenek, nie utrudniaj...
-Waldek!
-Zenek!
Nim jednak ktokolwiek pomyślał, Zenkowa wyrwała łopatę z rąk męża i trzasnęła nią Waldka. Waldek wpadł do dołka, ale Zenkowej to było mało. Tłukła jeszcze, a potem z całej siły wbiła łopatę w gardło Waldka, niemal ucinając mu głowę.
-No i chuj!
-Tak? Tak kochanie?
-Zadajesz się ze złym towarzystwem. No co? Ja mam za ciebie kopać? Zasyp to ścierwo...
Zenek posłusznie zakopał kolegę i to co musiał.
-Mam dla ciebie kanapki z serem i z szyneczką, wiesz?
-A papierosy kupiłaś?
-Jakże bym mogła zapomnieć, Misiu! - i podała o ust męża papierosa. Sama zapaliła.- Kocham cię, Misiu!


 -Wiem.., wiem... - wydukał Zenek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz