Stał za szybą i gapił
się. Nie patrzył na towar, tylko na mnie patrzył. Nie uśmiechał
się, nie wykrzywiał, nic nie robił poza patrzeniem. Stał i się
gapił. Twarz pozbawiona wyrazu. Przerażająca twarz. Przerażająca,
bo bez wyrazu, bez emocji. Gdyby gapił się tak na gacie czy
biustonosze, które sprzedawałem, może bym się nie przejmował. W
sumie nic nowego by to nie było, ale on wciąż gapił się na mnie.
Starałem się nie zwracać uwagi, ale po godzinie miałem już dość.
Wstałem. Podszedłem do okna, a on nic. Otworzyłem drzwi i już
chciałem zapytać, czy nie mogę mu w czymś pomóc, gdy on nagle
nic nie mówiąc napluł mi w twarz i poszedł sobie. Nawet nie
uciekł, ale poszedł sobie. Byłem tak zaskoczony, że nie
zareagowałem. Wytarłem się tylko i patrzyłem jak on sobie
odchodzi. Kompletnie zgłupiałem.
Minęło kilka dni. Jak
zwykle nudząc się rozwiązywałem głupie krzyżówki. Kątem oka
widzę, że jakaś kobieta stoi przed wystawą. Normalna rzecz. Niech
sobie stoi, ale ona stoi i stoi i nie chcesz przestać stać.
Zerknąłem, a ona na mnie się gapi. Durnie się uśmiecha i gapi
się. Niech się gapi. Pomyślałem jednak, że to trochę nieładnie.
Starsza kobieta, może musi porozmawiać, może cokolwiek, może
potrzebuje pomocy? A niech tam! Uśmiechnąłem się, wstałem,
wyszedłem za drzwi. A ona, z uśmiechem, napluła mi w twarz i
spokojnym krokiem sobie poszła. Zgłupiałem. Nawet nie dlatego, że
napluła, ale dlatego, że to już drugi raz. Przyciągam psycholi
jakichś? I co mam niby zrobić? Dogonić staruszkę i napluć jej w
twarz?
O wszystkim zapomniałem,
ale odruch mi się zrobił taki i znad krzyżówek patrzę, czy ktoś się
na mnie nie gapi. Nikt się nie gapił, ale ja gapiłem się na
każdego, kto podchodził do wystawy. To jednak nie był chyba dobry
odruch, bo kilka osób pokazało mi fijołka, kilka coś powiedziało
przez szybę, a reszta zwykle odchodziła wzruszając ramionami.
Mijały kolejne dni, nikt się nie gapił, więc i ja przestałem się
gapić, wszystko wróciło do normy. W sumie nudnej normy. Pewniej
środy jednak, tak, pamiętam, to środa była, za oknem pojawił się
listonosz. Uśmiechał się. Pukał dłonią w torbę, więc
pomyślałem, że ma coś dla mnie. Wstałem. Podszedłem do drzwi.
Otwieram, a ten napluł mi w twarz i idzie sobie spokojnie! O, nie!
Temu nie daruję! Wściekły dogoniłem listonosza, złapałem za
klapy marynarki i krzyczę wyrazy różne, szarpię go, a on
zdziwiony jakiś:
-Co pan? No, co pan? O co
panu chodzi?
Ludzie dokoła się
zebrali, ktoś pyta o co mi chodzi, ktoś inny mówi, że policję
trzeba wezwać. Ktoś wrzasnął: „wariat!”. Popatrzyłam na
tłumek, popatrzyłem na wyraźnie zaskoczonego listonosza.
Poprawiłem mu klapy, rzuciłem, że przepraszam, że pomyłka i
wróciłem do sklepu. Może faktycznie mi odbija? Ten cholerny
sklep...
Następnego dnia przed
wystawą pojawił się jakiś dzieciak. Stoi i się gapi. A! myślę
sobie. Nie dam sobie napluć w twarz tym razem. Nie patrzę na niego,
podchodzę do manekina, poprawiam stanik, niby przechodzę koło
drzwi, wciąż nie patrzę na smarkacza... Nagle dopadam drzwi,
wypadam na ulicę, staję przed dzieciakiem i tfu! Naplułem
gówniarzowi w twarz! A ten... Najpierw zrobił dziwną minę jakąś,
a potem w płacz.. Obok stoi jakaś baba, trzyma gnoja za rękę,
pewnie matka. Gęba rozdziawiona:
-Co pan? Co pan zrobił?
Ludzie! Wariat! Robercika mi opluł!
Stoję, myślę,
kombinuję, gapię się... A, to taka sztuczka! Rozgryzłem ja was,
opluwacze! I naplułem w twarz babie!
-Ratunku! Wariat!
Ratunku!
Zbiegł się tłumek
gapiów, ktoś coś krzyczał. Podniosłem kołnierz marynarki i w
miarę spokojnym krokiem idę sobie, normalnie. Przyspieszyłem,
skręciłem za róg. Zza rogu wyglądam. Baba jakiś czas coś
opowiadała gapiom, po czym wytarła twarz smarkacza, swoją i poszła
sobie. Ha! I kto tu jest sprytny? Odczekałem jakiś czas i już
wracać miałem do sklepu, gdy patrzę, a w kiosku kobieta siedzi i
się uśmiecha. Do mnie się uśmiecha. Gapi się. Ja się na nią
gapię. Przestała się uśmiechać, czyta coś, ale ja znam takie
typy! Podszedłem do okienka. Uśmiechnęła się i znów patrzy na
mnie pytająco. Gapi się, cholera! Naplułem jej w twarz!
Uśmiechnąłem się w duchu i wróciłem sobie spokojnie do sklepu. Staniki sobie pooglądam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz