czwartek, 10 grudnia 2015

Trzynasty schodek


Trzynasty schodek

-Pan?
-Ja!
-Sam?
-Sam!
Zaszczane drzwi, zasrane schody, jedna żarówka na drucie. Prowadziło mnie dwóch. Każdy osiłek dwa razy większy ode mnie, więc nie wiem po co aż dwóch, ale to było jeszcze nic.
-To on?
-To on!
-To pan?
-To ja! - wyklepałem, chociaż już nie byłem pewien czy to ja i co ja tu robię.
Teraz przez piwnice, bo mniemam, że były to piwnice jakieś, prowadziło mnie trzech typów. Tych dwóch za mną rozmawiało szeptem:
-To na pewno on nasz?
-To on, na pewno nasz on.
Znów drzwi, w drzwiach małe okienko, znów pełna dyskrecja. Czyjeś oczy w okienku.
-Kto?
-Ja.
-Z kim?
-Z naszym!
-To nasz?
-To nasz! - koledzy potwierdzili zgodnym „achem”. Otworzono mi, wszedłem.
-Przedmioty metalowe, niebezpieczne, żrące, śmierdzące..?
-Co? - a po chwili poprawiłem się – Słucham?
-Przedmioty metalowe, niebezpieczne, żrące, śmierdzące, jeśli posiada pan one przy sobie, proszę wyłożyć je tutaj. - po czym podsunięto mi koszyczek jakiś czy pudełko to było jakieś.
-Nie, nie posiadam niebezpiecznych ani żrących – klucze włożyłem do pudełka – ale.. zawahałem się – moje skarpetki mogły uchodzić za przedmioty żrące, a na pewno za przedmioty śmierdzące. Już miałem o nie spytać, gdy pokaźny facet rzucił mną o ścianę i fachowo wymacał mnie wszędzie tam, gdzie nawet moja żona nigdy nie śmiała mnie dotknąć. Byłem prawie podniecony, co mnie zaskoczyło i bardzo zawstydziło.
-Ma pan coś do zadeklarowania?
-Jestem wierzący! - strzeliłem.
Odpowiedział mi uśmiech politowania, ale nie byłem pewien, z jakiego powodu, bo ów przeszukujący mrugnął właśnie do mnie. Najgorsze było to, że jego uśmiech sprawił, że dostałem wzwodu. Znowu go dostałem.
Korytarz wydawał się nie mieć końca, ale jednak go miał. Drzwi. Znów drzwi. Myślałem, że znów będę przepytywany i będę badany, więc mocno się spociłem na wszelki wypadek. Poddenerwowany mocno już miałem dość.
Lampa w oczy.
-Taaa...
Nic nie powiedziałem. Nikogo i niczego nie widziałem.
-Nazwisko?
-Nie pamiętam!
-Nazwisko!
-Nie pamiętam!
-Data urodzin, adres ostatniego zameldowania?
Starałem się bardzo, ale nie mogłem sobie przypomnieć... Szukałem dowodu, szukałem w każdej kieszeni, ale musiał zostać w innych spodniach, czy gdzieś... Jest! Rzuciłem go na biurko.
-Ach, tak.... No, tak.... - nawet nie otworzył. Rozsiadł się w fotelu. - Tak... - szepnął.
Byłem przerażony, oni wiedzieli wszystko. Wszystko! Ten facet wie wszystko!
-No i teraz pan tu tak do nas, co?
-No, nie, dlaczego? Ja..? Ja tylko tak...
-Pan tylko tak, co?
Uśmiechał się ironicznie. Miałem ochotę go zatłuc krzesłem, a on siedział i siedział, i uśmiechał się do tego. Za mną tych dwóch oprychów stało, bałem się, że mi wklepią...
-Chrzest był?
-Był! Na pewno był, ale nie mam pamiątki...
-Z pamiątką czy bez, tutaj to raczej panu nie pomoże... Był...
-No był, musowo był!
-Musowo... Był... Był, był... - cholerna lampa świeciła mi w oczy. Nie byłem pewien co on tam robi, ale chyba czytał coś, jakieś akta czy coś...
-Obawiam się, że to jakaś pomyłka... Widzi pan, ja chciałem tylko...
-Tak, wiemy, wiemy, kurwów się panu zachciało.
-Ależ skąd! Ja z ciekawości tylko wpadłem!
-Oj tak, wpadł pan... Pamięta pan jak pan wpadł?
Zastanowiłem się. A im dłużej się zastanawiałem tym bardziej byłem pewny, że nie pamiętam jak trafiłem do tej piwnicy... Zastanawiałem się i zastanawiałem...
-Po secie z kolegami...
-Słucham?
-Po pracy. Piątek. Mecz. Seta.
Faktycznie.., po wypłacie było, a właśnie mecz był, żona kolegi nocowała u teściowej, bo się poprztykali ze starym... Faktycznie! Pamiętam! Umówiliśmy się na mecz, każdy musowo z flaszką...
-Ba! - dorzucił typek zza lampki. - Co to za flaszka była!
Skąd on wiedział? Gliniarz, na pewno gliniarz, albo ksiądz jednak... Ale ksiądz w piwnicy, w nocy? O co tu chodzi?
-Lewy był.
-Kto? Kto był lewy?
-Spirytus był lewy...
Ach! Cwaniaki! Jednak gliniarz! Śledzili mnie od bazaru... Że też się nie domyśliłem, musieli iść za mną...
-Metylowy...
-Metylowy! Jaki metylowy?! Znam człowieka..! - ugryzłem się w język. Cholera! Wkopię kobietę...
-A gdzieżby tam! Ona śpi sobie spokojnie. Wy wyszliście gorzej.
Zamyśliłem się. Najwyraźniej się zorientował, bo ciągnął dalej:
-Wacek leży pod aparaturą.., Heniu kompletnie ślepy.., a pan.., a pan wyszedłeś na tym najlepiej.
A ja?! Ja za to wszystko beknę, bo kupiłem metylowy od ruskich!
-Było oszczędzać?
-Panie dzielnicowy... - zastanowiłem się, a po chwili dodałem – Panie kapitanie...
-Czy pan na pewno wie, gdzie pan się obecnie znajduje, zasadniczo?
-Tak, wiem. Znajduję się na „dołku”!
-Gdzie?
-W areszcie dzielnicowym!
-A niby inteligent taki...
-Izba Wytrzeźwień?
-Gorzej... Pamięta pan co się stało w połowie meczu?
W połowie meczu.., w połowie meczu... Hmmm...
-Owszem! Nie pamiętam...
Cholera wie, co było potem! O co mu chodzi?
-Panowie postanowili sprowadzić dziewczynki!
No tak! Doniosła! - pomyślałem.
-Nikt nie donosił! Dureń pan jesteś! Co było potem?
-Poszedłem po dziewczynki?
-Zszedłeś pan!
-Zszedłem po dziewczynki? Ale po co?
-Co po co?
-Po co ja tu zszedłem?
-Nie tu, idioto! Przekręciłeś się na schodach! Kojfnąłeś! Kopnąłeś w kalendarz! Wywinąłeś kitę!
-Ja?
-Dobra, idź pan.
-Umarłem??
-Jak najbardziej.
-Jestem w Piekle! Jestem w Piekle, prawda?! - oświeciło mnie nagle.
-Nie, jesteś pan idiotą.
-To nie jest Piekło?
-Nie.
-Czyściec?
-Co?
-Czyściec? Takie miejsce, gdzie są dzieci i się czeka na zbawienie i takie tam...
-Oł, nie, nie, na pewno nie jest to Czyściec.
-Niebo???
-Miałeś pan chrzest?
-Miałem, miałem!
-Jesteś pan gojem?

-Jestem hetero, hetero jestem!
-Pytam, czy nie jest pan Żydem?
-Ja? Żydem? Na rany Chrystusa! Jakże bym mógł!?
-No, to spierdalaj pan! - i zapanowała ciemność. Pustka. Nicość. Brak wi-fi zupełny.

-Że też ta hołota tak się tu pcha... Nie dość, że własną wiarę porzucili, nie dość, że goje, nie dość, że antysemici, że wiarę nam ukradli, że przodków naszych mordowali, to jeszcze przechrzty i ignoranci, a do naszego raju im spieszno!
-Własnej wiary nie mają, to do cudzego raju się pchają. - odparł Jozue. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz