piątek, 4 grudnia 2015

Ostatnia flaszka


Ostatnia flaszka
Dramat w Trzech Aktach

*

Akt I
Stalowe nerwy Henia Mieszczucha

      Wszedł. Wszedł jak wchodzi prawdziwy chłop. Wszedł głośno i z przytupem.
      -Flaszkję, Pani Ładna!
      -Flaszki wyszli, a w ogóle to renament jezd! Poszed! - sklepowa była piękna, no, dość piękna, ale bardzo stanowcza, znała miejsce swoje i miejsce klienta, czego nie można było powiedzieć o Heniu.
      -Łżesz, ruda małpo! Dawaj flaszkję, bo nie wylizę z tego przybytku!
      -O! Patrzajcie go jaki kozak! Włazi to to jak do siebie i mordę drze! Panie Waldku! Panie Waldku! Klyent cham się natrafia!
      Z zaplecza wyszedł chłop na schwał, Janosik niemal, tyle, że bardziej pyskaty taki i mniej ogolony:
      -Targamy się po szczękach, klyjent czy eleganco zawijasz kitem pod siebie? - Heniu nie takie rzeczy słyszał, więc rąbnął w pulpit pięścią, aż makrela podskoczyła, co ona na wadze była i wrzasnął:
      -Ty mnie tu bysiorami pędzlowanymi takimi straszysz, ruda cholero? A pod sklepem to z kim piłaś, jak nie ze mnom!? - tu sklepowa lekko spąsowiała (chociaż i tak nie było tego widać na jej mocno wytapetowanym obliczu) i odrzekła:
      -Walduś, daj spokój. Przynieś klyentowi te flaszkje, co w pierwszej pomocy stoi i niech idzie z Bogiem! - Walduś zdziwił się mocno, minę złą zrobił, zagroził pięścią, ale wyszedł. Kryzys został zażegnany.
      -Następnym razem to ja tego Waldusia, o, o tak! - i Heniu skrzyżował ramiona, całując przy tym własną pięść.
      -Ożeż, Ty, karakanie w mandoline czesany! - z gracją i lekko Walduś przeskoczył ladę, niestety, potrącił przy tym oną flaszkę, ta potoczyła się i gruchnęła na ziemię.
      -Ożeż, k... mać! - rzucił przerażony Walduś, po czym zapanowała grobowa cisza. W oczach Hienia zabłysły łzy. Sklepową sparaliżował strach...
      -To się... to się posprząta... - palnęła z głupia frant.
      Wtedy to właśnie do sklepu wszedł dzielnicowy Majtasek:
      -A co tu się wyrabia, obywatele, co??


Koniec Aktu Pierwszego


*

Akt II
Przygodna dzielnicowego Majtaska

      Moglibyśmy przypuszczać my, że tu właśnie zaczyna się cały dramat, ale gdzie tam! Oczy Dzielnicowego natychmiast spoczęły na rozbitym szkle i mimochodem wymsknęło się spod sumiastych wąsów tylko tyle:
      -O Jezusie Słodki! - po czym dodał – Przyszedłem po moje. - I mrugnął okiem do sklepowej.
      -Panie Dzielnicowy Najsłodszy.., to właśnie było dla Pana, ale Henio Mieszczuch...
      -O, przepraszam! Tragedię rozpętał niejaki Walduś! - co mówiąc niemal zabił tamtego wzrokiem.      Walduś zmalał jakoś strasznie, po czym nienaturalnie pisnął – To Henio wszczynał! - po czym spuścił szybko oczy.
      -Wszczynaliście?!
      -Ja wszczynałem!? To Mariolka na mnie nasłała tego bałwanka, a on wszczynając stłukł!
      -Wszczynaliście, Waldek!?
      -Gdzieżbym tam śmiał, Panie Władzo! Jak Bozi... Jak rany, to Mieszczuch wszczynał i Mariolka prosiła mnie o pomoc, a flaszka sama jakoś tak!
      -Sama, powiadacie!? A gdzie moja obiecana.. khem... jałowcowa?
      -Un, to un wziunł i stuk! - zakrzyknęła sklepowa z całą mocą, pewny jestem, że zatrzęsłyby się szyby, gdyby nie nalepione na nich gazety z napisem „Remament. Zamkniente”. Ledwo Pani Mariolka skończyła swoje oskarżenie, a okazało się, że, ani po Waldusiu, ani po Heniu nie zostało nawet śladu. No, może poza szkłem i mokrą plamą na podłodze.
      -No, bardzo, (…), ładnie! - rzekł Pan Władza, w miejscu kropek były słowa niecenzuralne, których to słów nie wypada wkładać w usta osoby publicznej i ogólnie szanowanej – Zostało się cóś?
      -Jagodzianka na Kościach i Brzozowa...
      -A Pani da! Skoro jużem przyszłem...
      -A cóś podto?
      -Kurniszuny...
      -Oj, dopsz...
      Co wydarzyło się potem nie uchodzi opisywać, więc nie opiszę, ważne dla naszego dramatu, było to, że poszły 4 brzozowe i cały denaturat „dla koloru” - jak mawiał dzielnicowy. Sodomia i Gomoria, tyle, że z przewagą tej drugiej. Majtasek przespał noc całą za ladą, gdzieś między żarówkami, a octem. Sklepowa zastanawiała się z kolei co powiedzieć staremu, ale doszła do wniosku, że powie mu to co zawsze; „remament był i sie przeciungł”. Jednego, niestety, nie przewidziała. W oparach brzozowej zapomniała zamknąć na noc drzwi, a rano... No, właśnie, a rano zaczął się nasz dramat...


Koniec Aktu Drugiego


*

Akt III
Dramat od początku do końca

      Wszedł. Nie, nie wszedł jak wchodzi prawdziwy chłop. Wszedł cicho i żałośnie.
      -O, bosz! Proboszcz!
      -Nie wzywaj kobieto nadaremno, bo jeszcze przylezie... - zabrzmiało to jakoś bezbożnie w ustach proboszcza, ale sklepowa tak była zdenerwowana, że nie tylko niczego nie usłyszała, ale i poprawiając włosy postawiła na stole butelkę denaturatu w trzy musztardówki.
      -To nic już Bogu milszego dla mnie nie masz, niewiasto?
      -Eh! - uśmiechnęła się głupio jakoś.
      -Może być! Jak mawiał Święty Bożydar – pijesz to co Bóg Diabłowi wydarł! - Prawie już się Mariola uśmiała, gdy spod lady głowa dzielnicowego wyjrzała.
      -Aaaa... Ładne ptaszki! - ćwierknął ksiądz.
      -Bóg nic nie widział, to... na remont dachu... – garść banknotów nie leżała długo na blacie. proboszcz schował do kieszeni także jagodziankę i rzekł:
      -Nie wiem jak Bóg, ale ja niczego nie widziałem! Za to w niedzielę musowo widzieć muszę, bo...
      -Och, tak, tak, Księże Dobrodzieju! - jakoś tak unisono się zaśpiewało sklepowej i dzielnicowemu. I kolejny banknot mignął przez ladę. Wyszedł. Proboszcz, rzecz jasna.
Dzielnicowy podrapał się w głowę... - co ja starej powiem?
      -Co zwykle!
      -A co ty staremu powiesz?
      Już miała Mariolka odpowiedzieć, gdy głośny łomot wybił wszystkich z myśli... - Ki wał?!
Za drzwiami stał Heniu Mieszczuch, stała pani Majtaskowa i oczywiście, choć nierówno dość, stał nawalony Walduś. Heniu walił w drzwi ile mógł (na szczęście sklepowa za proboszczem drzwi dobrze tym razem zamknęła), Walduś darł się, że już po 11-tej, a pani w futrze krzyczała coś o kurwach, ale trudno powiedzieć co.
      -Rany boskie! Jęknął dzielnicowy w samych szelkach jeszcze będąc - Rany boskie! – powtórzył.
      -Eeeee tam! - naciągnęła spokojnie fartuszek Mariolka – Ksiądz proboszcz był?
      -No, był...
      -Dostał?
      -No, dostał...
      -No to czego mordę drzesz miast szorować bez kibel?!
      Tak jest, Drodzy Państwo, czasem słowa czynią cuda! Po dzielnicowym Majtasku nawet śladu nie było, gdy sklepowa otwierała sklep. Walduś prysnął na zaplecze i tyle go widziano. Heniu obejrzał dokładnie każdy kąt, po czym gwiżdżąc spokojnie się oddalił w nieznanym kierunku, a Majtaskowa poprawiając futro napomknęła coś o dziwkach.
      -Ooooo! Gdyby nie Pani Dzielnicowa to ja bym jej pokazała! - krzyknęła to gdzieś tam, bo nikogo poza nią i Majtaskową już tu nie było.
Wojna spojrzeń trwała dość długo, konkretnie to do zażądania książki skarg i zażaleń przez Majtaskową. Ta oblizywała długo ołówek, pisała, ścierała, znów pisała i znów pisała...
      -Tu sklep jest! Sprzedaje się! - co prawda nikogo dokoła nie było, ale był to jednak dla Majtaskowej znak, by podjąć czynności:
      -Już ja wiem co się tu wyrabia, już ja wiem co tu napisać!
      I wtedy wszedł dzielnicowy Majtasek z Heniem Mieszczuchem.
      -Kochanie, Ty tutaj?! A ja właśnie po drodze do domu postanowiłem kotleciki...
      -Tak, tak! - dorzucił Heniu – całą drogę mnie wypytywał co lepsze; wołowinka czy wieprzowinka!
      Sklepowa zdurniała, Walduś schował się głębiej, a Heniu bez pardonu robił swoje:
      -Kilogram schabiku dla Pana Dzielnicowego, pół literka dla nas obu i dla mnie śledzik w cebulce! - dzielnicowy zagryzł wargi, ale kiwnął pojednawczo głową. Walduś grzecznie podał co się należy, znalazło się, jednak pod ladą było. Oczywiście nie obyło się bez spojrzeń pełnych wyrzutów, na co Mariolka nie zwracała najmniejszej uwagi.
      -Śledzik marny, podaj no, Kochaniutki, tę drugą flaszkę! - zwrócił się głośno Heniu do Waldusia, nie opiszę miny tego drugiego, bo i po co?
      I wtedy stał się kolejny dramat... Walduś pośliznął się był na wczorajszym szkle, rąbnął jak długi i stłukł boleśnie obie butelki...
      -Hi, hi, hi... - zabrzmiał głos proboszcza zza drzwi...



Koniec Aktu Trzeciego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz