czwartek, 3 grudnia 2015

Tron bez krwi


      Pogoda była piękna, malownicza, choć niezwykle mroźna. Słońce wyglądało zza chmur, a śnieg prószył delikatnie. Było bajkowo, a zarazem niepokojąco baśniowo. Krew na śniegu robi wrażenie.... Zakrwawiony, zlany potem posłaniec padł na kolana przed Niedziwarą Bylejakim.
      -Panie! Oddział Wody został pokonany! Nikt nie przeżył! To była jatka!
      -Otomi!
      -Tak, Panie? - Otomi Hodżi był postawnym mężczyzną w średnim wieku, w nienagannie wypolerowanej, pięknej, bogato zdobionej zbroi. Uwielbiał się popisywać, był jak dziecko.
      -Co mam uczynić?
      -Poślijmy tym sukinsynom wiatr!
      -Tak, Panie!
      Chwilę później całe pole Sukatocawy zatrzęsło się od końskich kopyt. Czerwone sashimona przesłoniły horyzont. Były ich tysiące.
      -To lubię! To lubię, Otomi!
      Otomi ukłonił się bez słowa i dosiadł wierzchowca.
      -Przynieś mi głowę Sejarajakiego!
      -Tak, Panie!
      Pogalopował przed siebie, a wraz z nim cały jego kolorowy orszak.

       Sejarajaki Mocnotaki nie miał dobrego dnia. Rano dostał wiadomość, że Niedziwara Nibyjaki przekroczył granice, a wieczorem doszły wieści, że Pierwszy Zamek został zdobyty i doszczętnie spalony. Całą nadzieję Sejarajaki pokładał w swym synu, ale o Teżsejarze nie było wieści. Było źle. Nikt niczego nie wiedział, a czas płynął.
      -Goniec! Goniec!
      -Goniec?
      -Tak, Panie! Goniec panicza Teżsejary!
       -Nareszcie!
      -Wiadomość, Panie! - goniec podał wiadomość patrząc w podłogę. Sejarajaki w skupieniu czytał wiadomość. Jego twarz spowił smutek.
      -Czy ja już na nikim nie mogę polegać?
      -Panie...
      -Stul pysk! Mój syn opuścił Pierwszy Zamek! Opuścił go bez walki! Nie mam już syna!
      -Ależ Panie...
      -Milcz!
      -Czyż Ahuja Nagadawa nie opuścił zamku, gdy...
      -A chuj z Ahują! Mój syn! Mój rodzony syn! Zdradził mnie, zostawił mnie!
      -Panie, Nibyjaki miał ogromną przewagę... Nie można było inaczej...
      -Milcz! Mój syn nie może.. nie ma prawa.. mój syn! Mój syn!
      -Miał zginąć, Panie?
      Sejarajaki nie odpowiedział. Podszedł do okna. Za oknem padał śnieg. Tak samo biały, piękny i spokojny jak każdego dnia. Dzień jak każdy inny...

      Następnego dnia Mocnotaki stał w śniegu po kolana na zboczu Sukatocawy.
     -Nie lubię śniegu!
     -Tak, Panie! - odpowiedział Nijaki Otaki.
     -Czy są wieści od Teżsejary?
     -Nie, Panie!
     -Nie ma złych czy nie ma dobrych?
     -Żadnych, Panie!
      Pole zalała kawaleria Nibyjakiego. Pachniało krwią i końskim potem. Jeźdźcy, jak morze, fala za falą rozbijali się o szeregi arkebuzerów. Huk wystrzałów i krzyki umierających mieszały się ze sobą.
      -Wygrywamy, Otaki?
      -Tak... Panie...
      -Kłamiesz!
      -Mają przewagę, Panie! Jest ich po dziesięćkroć więcej niż nas!
      -To tchórze! My się nie poddajemy!
      -Nie poddamy się, Panie!
      Nagle szeregi karnego wojska zmieniły się w tłum przerażonych ludzi. Setki, tysiące ludzi zaczęły pierzchać, uciekać na wszystkie strony.
      -Co to jest? Co się dzieje?
      -Nasi ludzie uciekają, Panie..
      -Co?
      -Nasi ludzie uciekają, Panie. Czas pomyśleć o...
      -Mam uciekać?! Ja?!
      -Panie, już po wszystkim... Za chwilę tu będą...
      -Tchórzu!
      -Panie, proszę... Umrę za Pana, powstrzymamy Nibyjakiego, ale proszę, wycofaj się do Trzeciego Zamku!
      -O czym Ty mówisz?
      -Straż! Wyprowadźcie Pana!
      -Ja sobie wypraszam! Co Ty sobie myślisz, Otaki?!
      -To moi ludzie, Panie, zrobią co ja zechcę! - po czym zwrócił się do swych samurajów – Zabierzcie go stąd! Jeśli zawiedziecie...
      -Nie zawiedziemy!

      Tego dnia nie padał śnieg. Teżsejara Mocnotaki lubił śnieg, ale tego dnia myślał tylko o Noriko. Nieważne, że zamek spłonął, nieważne, że było źle, bardzo źle, ważne, że ona gdzieś tam była. Nieważne, że była córką Nibyjakiego. Cóż, młodość.
      -Panie?
      -Tak?
      -Dokąd teraz?
      -Co?
      -Drugi Zamek upadł wczoraj, Mój Panie...
      -No i?
      -Dokąd mamy iść?
      -Aaa... No tak... Wojna, tak? No to tak.., a dokąd ty byś poszedł, Fujara?
      -Ja już nie mam dokąd iść, Panie. Pójdę dokąd muszę, oni także.
      Dopiero teraz Teżsejara zauważył setki oczu wpatrzonych w niego. Niektórzy byli ubrani w drogie zbroje, niektórzy nie mieli na sobie niczego poza podartymi szmatami, ale wszyscy patrzyli na niego. Wszyscy mu ufali. Wszyscy w niego wierzyli.
      -Tak, Panie?
      -Daleko do Trzeciego Zamku?

      Niedziwara wstał pokrzepiony. Zdobył Pierwszy Zamek, pokonał armię Sejarajakiego, a przecież to dopiero kilka dni całej kampanii. Wszystko było jeszcze przed nim. To był piękny dzień.
     -Tak, Panie?
     -Gdzie jest Mocnojaki?
     -Jeszcze go nie znaleźliśmy...
      -Kim oni są? - zapytał Niedziwara widząc dziesiątki głów z szacunkiem rozłożonych na polu przed obozem.
      -Zatem to są...
      -Nieważne zresztą, boli mnie głowa.
      -Panie, do Drugiego Zamku jeszcze całe dwa dni drogi.
      -Teżsejara odpisał?
      -Nie, Panie, ale...
      -Ale?
      -Noriko zniknęła, zniknęła wraz z całym swoim orszakiem...
      -Co?!
      -Zniknęła z pałacu, Panie, wczoraj zniknęła!
      -Miałeś jej pilnować, durniu!

      Padał śnieg. Nie było widać księżyca. Było zupełnie ciemno. Okolicę rozświetlały tylko pochodnie i liczne lampiony.
      -Panie! Teżsejara! Teżsejara przybywa! - Mocnotaki nagle ożył.
      -Wprowadzić, wprowadzić!
      Do sali wszedł młody mężczyzna w wyjątkowo pięknej zbroi. Padł na kolana.
      -Ojcze!
      -Wstań! Przynosisz hańbę Mocnotakim! Pozwoliłeś, by Nibyjaki zdobył Pierwszy Zamek!
      -Niedziwara jest w naszych rękach, ojcze...
      -Co Ty pleciesz?! Zniszczyłeś rodzinę, zniszczyłeś klan, splamiłeś honor naszego klanu!
      -Nie, ojcze! Pokonałem naszych wrogów! - co mówiąc rzucił do stóp Sejarajakiego ciężki tobołek.
      -Co to jest?
      -Nie co, ale kto, ojcze!
      -Co to ma znaczyć? Czyja to głowa?
      -To Noriko. Niedziwara zrobi wszystko by odzyskać córkę!
      -Co?!
      -Spójrz!
      -Zabiłeś Noriko?!
      -Nigdy mnie nie ceniłeś, ojcze! Czas, bym zajął się rodziną!
      -Co ty zrobiłeś!?
      -Zrobiłem porządek! Jutro armia Nibyjakiego podejdzie pod Drugi Zamek, ale tam już będzie czekał Hodżi.
      -Postradałeś zmysły, Otomi Hodżi?
      -Ten sam, ale teraz będzie po naszej stronie...
      -Bredzisz!
      -Jutro Hodżi będzie moim teściem!
      -Co takiego!? Teżsejara! Straciłeś zmysły!
      -Ty masz swoje, zawiłe, tradycyjne plany, a ja mam swoje. Zrzeknij się prowincji, a ja, jako nowy daimio, uczynię nasz klan wielkim!
      -Przez zabójstwo Noriko? Kogo chcesz jeszcze zamordować?
      -Heh, ojcze, co ja bym zrobił bez twego wychowania? Udushi!
      Niezwykle wysoki samuraj zbliżył się do Sejarajakiego.
      -Teżsejara?
      -Władza albo głowa, ojcze!
      -Nigdy! Onsejara! Onsejara mnie nigdy nie zawiódł!
      Szczęk stali, głowa potoczyła się po macie.
      -Czy ktoś jeszcze nie zgadza się z moim planem?
      Odpowiedziała mu cisza.
      -Bawmy się! Gdzie jest sake?!

      Niedziwara był pełen niepokoju. Nie było wieści, ani od Teżsejary, ani od Noriko, ani od Hodżi, nie było wieści o Onsejarze, nie było wieści nawet o samym Sejarajakim. Nic, ale to nic nie pasowało do układanki. Niedziwara postanowił przyspieszyć marsz. Zbyt wiele rzeczy go niepokoiło, by miał czas na spokojne rozumowanie. Zaledwie kilka godzin później w ręce straży przedniej wpadł jeden z hatamoto Mocnojakiego. Nie, nie walczył. Z bronią dumnie wjechał do obozu.
      -Czego chcesz, Nomushi?
      -Panie, zawsze byliśmy wrogami, ale zawsze walczyliśmy zgodnie z zasadami bushido!
      -Tak, Nomushi, zawsze byłeś mi przyjacielem, nawet, gdy przyszło nam krzyżować miecze.
      -Panie, krwią spływa Shinano, Mocnotaki plami dłonie krwią także swoich ludzi... Nie jestem zdrajcą!
      Zapadło milczenie. Niedziwara był odwiecznym wrogiem Sejarajakiego. Sejarajaki był odwiecznym wrogiem Niedziwary, ale zawsze były zasady, zawsze byli przyjaciółmi. Teraz ich świat się zawalił.
      -Co z Sejarajakim??
      -Nie żyje, Panie...
      -Nie żyje?! Jak to nie żyje?! Kiedy? Co z Teżsejarą?
      -To on zabił Sejarajakiego!
      -Co takiego?!
      -Teżsejara zamordował ojca na oczach całego klanu...
      -Co ty mówisz? Kłamiesz!
      -Znasz mnie, Panie, może jestem zabójcą, ale nie kłamcą!
      -Wiesz coś może o mojej córce, wiesz coś o Noriko?!
      -Nie wiem, Panie...
      -Onsejara?
      -Nie mam pojęcia, Panie...

      Padał śnieg. Całe dnie padał śnieg. Całe dnie marszu i tylko marszu. Nie dochodziło do potyczek, nie dochodziło do walk. Panowała zupełna cisza. Drugi Zamek wyglądał na zupełnie opuszczony.
      -Otomi!
      -Tak, Panie?
      -Czy teraz nie powinieneś atakować?
      -Tak, Panie! Zamek...
      -Nie pytam o zamek, Otomi! Komu ślubowałeś wierność?
      -Ależ Panie, ależ ja...
      -Stań po stronie Mocnojakiego i walcz jak mężczyzna!
      -Ależ Panie!
      -Chcesz zginąć jak zdrajca czy chcesz umrzeć jak mężczyzna, którym zawsze byłeś?
      -Ja nie chcę...
      -Otomi!
      -Tak, Panie, wybacz mi, Panie..
      Czerwone sashimona znów pokryły pole. Tym razem było to pole pod Drugim Zamkiem. Tym razem Hodżi prowadził swych samurajów przeciwko własnemu daimio. Przyjaciele umierali z rąk przyjaciół, umierali, bo czuli, że winni umierać. Nie było wrogów. Nikt nie podał ręki Otomiemu. Jego ludzie znaleźli ukojenie w ramionach śmierci. On sam nie mógł liczyć na przyjaciół, tych już nie miał. Mury Drugiego Zamku pełne były gapiów. Nikt nie wiedział co się dzieje i co robić.

      -Co się dzieje? - zapytał Teżsejara.
      -Nie rozumiem, Panie, ludzie Hodżiego giną z rąk Nibyjakiego... To jakaś rzeź...
      -Pomyliłeś się na pewno! Co tam się dzieje?!
      -Nie wiem, Panie... Rzeź, kawaleria Nibyjakiego już nie istnieje... To rzeź, Panie...
      -Co Ty pleciesz?! To Hodżi? Co to za sztandary? Te białe?
      -Nie wiem, Panie...
      -Jak to nie wiesz? Kto to jest, do licha?
      -Hciawa Amawataka miał podobne sztandary, ale on nigdy...
      -Po której on jest stronie?
      -Jak to po której stronie? Nie po naszej?
      -Nikomu już nie mogę zaufać! Ilu ich jest?
      -Kogo?
      -Ile jest tych białych sztandarów?
      W tym czasie przygalopował goniec od Nibyjakiego. Nic nie powiedział, podał tylko wiadomość Teżsejarze. Ten przeczytał, twarz mu się nagle zmieniła. Nie odpowiedział. Z okolicznych lasów i z samego zamku wypłynęły tysiące wojowników pod błękitnymi sztandarami. Nie byli tak liczni jak armia Nibyjakiego, ale rozwinęli się na pustym polu przed zamkiem.
      -Co oni robią, Panie??
      -Czekają na śmierć, honorową śmierć. - odpowiedział Nibyjaki.
      Przez wiele godzin wiatr trzepotał błękitnymi, czerwonymi i białymi sztandarami. Nic się nie działo. Wreszcie białe sztandary zaszumiały i spłynęły w dół wzniesienia, nie, nie na szeregi Nibyjakiego. Hciawa Amawataka zaatakował Teżsejarę. Na czele armii Amawataki stał Onsejara. Jednak atakujące oddziały zaczęły się załamywać, wahać, wreszcie zapanowała panika, a armia zmieniła się w przerażony tłum uciekinierów.
      -To koniec! To koniec! Zwycięstwo! Pokonałeś, Panie, wszystkich! Teraz Ty jesteś daimio, Panie Teżseraja!
      -Ha! Poślijcie pozdrowienia Niedziwarze!
      Jednak czerwone sashimona i sztandary stały cały dzień niewzruszone. Krwią spływało pole, białe sztandary znikały z pola, ale Niedziwara nie robił niczego.
Następnego dnia znów padał śnieg. Teżsejara był w doskonałym nastroju, mimo że od Nibyjakiego nie było żadnych wieśći.
      -Panie! Wiadomość od Pana Niedziwary! - goniec podał Teżsejarze Mocnotakiemu niewielkie, zdobione pudełeczko.
      -Co to ma znaczyć? - otworzył. Listy. Listy Noriko i listy do Noriko. - Co to ma być?! - gdzieś w oddali zagrały kabura-ya. Zagrały horagai. - Co to wszystko ma znaczyć?
      Nagle ciszę rozdarły bojowe okrzyki tysięcy wojowników. W dolinę wpadły tysiące, dziesiątki tysięcy ludzi Sejarakiego, Onsejary i Niedziwary. Czerwone, błękitne i białe sashimona obok siebie. Ziemia zadrżała od końskich kopyt.
      -Ojcze?! To niemożliwe! Ojcze!

      Rano było po wszystkim. Na spływającym jeszcze krwią polu, Niedziwara Nibyjaki stał w milczeniu obok Onsejary Mocnotakiego.
      -Noriko... Noriko była dla mnie wszystkim. Wszystkim, Niedziwara...
      -Wiem.
      -Mój brat...
      -Teżsejarę traktowałem jak syna. Byłem gotów oddać mu swoją jedyną córkę za żonę, oddać swoje ziemie i uczynić nasze klany rodziną, razem moglibyśmy powstrzymać wszystkich wrogów, razem moglibyśmy podbić choćby i całą Japonię. Nie mam po co żyć, Onsejara...
      -A ja chciałem tylko malować, Niedziwara, ja chciałem tylko malować... - powiedział Onsejara patrząc na milczącą głowę Teżsejary.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz