W historii zdarza się, że nawet wielcy
bohaterowie znikają. Byli, byli, byli, a tu nagle – nie ma i nie
było. Podobnie zdarzało się w bajkach, bo w bajkach, jak w życiu;
historię piszą sprytniejsi.
-(…) Niniejszym, sąd uznaje
winnymi wyżej popełnionych czynów i skazuje oskarżonych; Mędrka
Marię Myślisobiecochcińskiego, Gburka Żulinka, Apsika
Roznosińskiego, Wesołka Podśmiechujkę, Śpioszka Cudzołóżkę,
Gapcia Gapołowicza, Nieśmiałka Park-Pokazywałka oraz Cwaniarka
Spryciulińskiego na dzisięć lat ciężkich robót społecznych o
zaostrzonej upierdliwości.
W sali podniósł się gwar, ktoś
krzyknął: „sędzią kalosz!”, ktoś inny cisnął bananem, ktoś
jeszcze zawył: „hańba!”. Rumor był taki, że nie było słychać
sędziowskiego młotka, a gdy wreszcie policjanci uspokoili pałkami
nieco zapał co poniektórych, dało się słyszeć piskliwy głosik:
„A i dobrze, wciórności!”. I nagle zapadła cisza.
W ten sposób ośmiu krasnoludków, zwanych „Gangiem z Przecinaka”, przejść
miało do historii. Tak bowiem zaczęła się ich praca dla słynnej
w całej krainie kurtyzany, Śpiącej Królewny. Wprawdzie „królewna”
to nieco przez historię odmieniony przydomek, ale i tak wciąż dość
wymowny. Można o Śpiącej Królewnie wiele powiedzieć, ale na
pewno była i pozostanie królową w swoim fachu. W każdym razie
pracy było dużo, bardzo dużo. Handel narkotykami, przemyt
papierosów, nielegalna bimbrownia, hazard, prostytucja – jak to w
bajkach, rzecz jasna. Krasnoludki pracowały w pocie czoła od rana
do wieczora i to pracowały społecznie, za darmo, a Królewna całymi
dniami tylko spała. Spała i to właściwie z każdym, za wyjątkiem
krasnoludków. Miała jednak i ona swoje marzenia. Marzyła
mianowicie, że któregoś dnia spotka bogatego księcia, który ją
poślubi, a potem, jak mawiała dość często, podzieli się majątek
i „będzie ją mógł pocałować”.
Mijały dnie, mijały
miesiące i powoli zaczęły płynąć już lata całe, a książę
się nie pojawiał. Nie, nie, pojawiali się różni, a i owszem,
nawet królewięta, ale żaden żenić się nie chciał. Usychała
nasza królewna, smuciły się krasnoludki. Nie raz i nie dwa cały
towar szedł na zatopienie smuteczków. Jak mawiał Wesołek; „nie
ważne, że nie na swoim robimy, grunt, że jest działka – działka
też grunt”, dostawał wprawdzie za to od Gburka w mordę, ale po
pijaku i tak wszyscy wszystkim powtarzali, że bardzo się kochają.
Wszystkie krasnoludki robiły to co zwykle, tyle, że za darmo, rzecz
jasna. Tak więc Mędrek wciąż pisał odwołania i prośby o
wcześniejsze zwolnienie – bez skutku. Nieśmiałek straszył w
parkach i nieraz wracał z podbitymi oczyma. Gapcio wiecznie gubił
działki i także nieraz wracał z podbitymi oczyma. Śpioszek znikał
na noce całe – i on także wracał nieraz z podbitymi oczyma.
Gburek urządzał burdy w remizach – i on także często wracał z
podbitymi oczyma. Wesołek wciąż palił skręty, zużywał towar
miast go upłynniać – więc i on wracał czasem z podbitymi
oczyma. Apsik jedynie nie wracał z podbitymi oczyma, ale on zawsze
wyglądał tak, jak by miał podbite oczy. Sugerował, że można by
na „chorobowe” i zbierał nawet wszelką medyczną dokumentację,
w tym dokumentację Królewny, za co dostał raz w oko od Królewny z
kolei. Wszystko to notował Cwaniarek mówiąc, że, cytuję; „ja
Wam wszystkim jeszcze..! Zobaczycie!”. I oczywiście miał podbite
oczy.
Któregoś dnia do chatki ktoś zapukał. Akurat
krasnoludków nie było, a i klienta nie było, więc otworzyła
drzwi Królewna. Niestety nie był to oczekiwany książę, a
staruszka jakaś skrzywiona i to w moherowym berecie.
-Co,
kurwa jest? - zapytała słowiczym głosem Królewna.
-Pora
późna, zmiezcha sie, a ja stara i schorowana z Ciemnoklęków
idę…
-Ale o co chodzi?
-Eee, ksiundz jest nowy na
wiosce. Cud łocekujemy. No, spokoju ni ma! Jak kraka nie kupie, to
to razo widzenia na wiosce nie byndzie i….
-Aaa, było mówić!
Poczekaj, stara. - poszła Królewna po działkę dla starowinki, na
wadze nie oszukała, ceny nawet nie zawyżyła i już tę cenę podawała,
gdy uśmiechnięta bezzębnie staruszka rzekła:
-Ło! Widze,
że serdusko mas dobre, a napij no się jabcoka! - i podała
Królewnie butelkę. Ta z gwinta mocno pociągnęła, aż ją
zemdliło... I tak właśnie znalazły ją krasnoludki. Ucieszyły
się wszystkie bardzo! Spakowały się szybciutko, a jeszcze szybciej
spakowały cały towar i kosztowności Królewny. Właśnie ślęczały
nad mapą głośno się ze sobą kłócąc, gdy nagle rozległo się
pukanie…
-Jest tam kto? - wołał głos zza drzwi.
-A
Ty, kurwa, kto? - zapytał Gburek.
-Królewicz Ben Landen,
który to osobiście przybył, by prosić o rękę Śpiącą
Królewnę! Jest królewna w domu, aby?
W pierwszej chwili
krasnoludki w popłochu rzuciły się do ucieczki, lecz Mędrek
zatrzymał wszystkie i znacząco wzniósł do góry palec.
Krasnoludki zamarły w oczekiwaniu. Wtedy głos zza drzwi znów
zapytał:
-A czy Śpiąca Królewna w domu, aby??
-W
domu, w domu! Śpi właśnie… Już otwieramy, już otwieramy! –
zakrzyknął Mędrek. Straszny się zrobił popłoch i hałas, aż
wreszcie drzwi się otworzyły, a w nich ukazał się piękny jak
jarzębina książę.
-Prowadźcie do królewny! - i
poprowadziły krasnoludki księcia do śpiącej Śpiącej Królewny.
Popatrzył na jej śliczne lico i rzekł:
-Królewna śpi
jeszcze?
-Eee! Udaje! - odpowiedziały krasnoludki
chórem.
-Alkoholem strasznie zalatuje ona…
-Eee!
Waleriana! - zakrzyknęły zgodnie krasnoludki.
-Strasznie się
przejęła, gdy usłyszała, że książę puka! - dorzucił
Mędrek.
-Nieśmiała ona taka bardziej – dorzucił
Nieśmiałek.
-Jak kurwa mać! - dorzucił Gburek.
-Spać
lubi! - mruknął Śpioszek.
-Oj, lubi! - zachichotał
Wesołek.
-A, psik! - kichnął Apsik.
-Jak kurwa mać! -
zaśmiał się Gapcio nerwowo.
-To
jak będzie, kierowniku? - zapytał Cwaniarek, stukając księcia
łokciem – Całujemy królewnę?
-Oj, tak! - i już się
bezczelnie pochylał, gdy Mędrek złapał go za ramię:
-Zaraz,
zaraz, a forsa?!
-Jak to, a za co „forsa”? Jaka
„forsa”?
-O! Niby królewicz, a na kino żałuje! - warknął
Śpioszek.
Rozdał książę krasnoludkom szczerozłote dukaty,
dał też na wódkę i na taryfę i coś ekstra jeszcze. Wszystkie
krasnoludki zadowolone z domku już wyszły, tylko jeden Cwaniarek za
piecem się schował z aparatem w fotograficznym.
Co było
dalej wszyscy wiemy. Wszyscy byli szczęśliwi! Szczęśliwa była
królewna! Obudziła się przed ślubem jeszcze, jednak za późno,
by testy wyszły negatywnie. Szczęśliwy był królewicz! Nici
wyszły z rozwodu, bo intercyzę sprytnie sporządził. Szczęśliwe
były krasnoludki, bo nie dosyć, że królewicz nie żałował
pieniędzy, to jeszcze i towar i chatka im się ostała! Wszystko
dobrze się skończyło, choć czasem królewicz wspominał coś pod
nosem o pieprzonym „ósmym krasnoludku” i potajemnie słał
koperty niejakiemu Spryciulińskiemu.
Przeczytałam z zainteresowaniem -znaczy dobre.Gratuluję .Krasnoludki to moje ulubione ludki ! Niekonwencjonalnie i lekko napisane.Czekam na więcej!
OdpowiedzUsuńDziękuję i sam czekam na więcej. Może się krasne ludki wezmą do roboty...
Usuń